sobota, 15 sierpnia 2015

Rozdział VII

Moi kochani! Poniżej mojej godności jest posuwanie się do szantażu, ale mam wrażenie, że nikt poza mną i moją betą nie czyta tego opowiadania! Bardzo proszę o jakiekolwiek komentarze. Rozdział zbetowała moja czarująca i utalentowana Alice Villows, za co bardzo jej dziękuję! Mam nadzieję, że rozdział się spodoba, gdyż ja jestem z niego bardzo zadowolona! Kolejny rozdział już w piątek(21.08). ps Zmieniłam ustawienia. Teraz każdy może skomentować jeżeli ma tylko taką ochotę.




Zdenerwowana Agnes stała pod drzwiami sali eliksirów lekko tupiąc nogą.
To było niebywałe, ale Severus Snape był spóźniony i to aż dwadzieścia
minut!
Dziewczyna wręcz nie mogła w to uwierzyć. Stała więc i czekała.
Zdążyła już niezliczoną ilość razy szarpnąć za klamkę z rosnącym
zdenerwowaniem. Czyżby zapomniał o jej zajęciach? To chyba niemożliwe,
szczególnie, że przy śniadaniu dostała wiadomość z przypomnieniem
godziny dzisiejszych zajęć. Może coś się stało? To chyba jednak
również nieprawdopodobne, prawda? Powiadomiłby ją! Minuty oczekiwania
ciągnęły się w nieskończoność. Nagle usłyszała szybkie kroki
odbijające się echem od ścian kamiennego korytarza. Zza rogu wybiegła
Millicenta Bulstrode. Widać było, że jest wyraźnie wzburzona.
- Agnes! - Krzyknęła z przejęciem - Jesteś spóźniona na eliksiry! Zaraz
po twoim wyjściu przyleciała sowa z informacją o zmianie miejsca waszych
zajęć! Leć do gabinetu Snape’a!
Agnes bez słowa ruszyła biegiem w kierunku, z którego przyszła Millie.
Lawirowała pomiędzy osobami na korytarzu, ale miała wrażenie, że z
każdym krokiem przybywa jej drogi zamiast ubywać. Była nie dość szybka!
Kiedy wreszcie stanęła przed drzwiami gabinetu, serce waliło jej jak oszalałe.
Czuła suchość w ustach i nieprzyjemny uścisk w żołądku. Nagle dopadło
ją uczucie samotności. Korytarz się wyludnił i zaległa pusta
cisza. Wydawało je się, że idzie na ścięcie. Nie można było się
bezkarnie spóźnić choćby minutę do mistrza eliksirów, a co dopiero trzydzieści.
Z ciężkim sercem powoli nacisnęła klamkę ciężkich, czarnych drzwi,
które otworzyły się płynnie ukazując ciemne wnętrze gabinetu. Jedynym
źródłem światła w pomieszczeniu był wysoki, stojący lichtarz na
świece, który rzucał lekką poświatę na biurko i mężczyznę, który
przy nim pracował. Agnes delikatnie zamknęła za sobą drzwi i stanęła
niepewnie w ich pobliżu lekko spuszczając głowę. Minuty ciągnęły się
leniwie, a on nie dał po sobie poznać, że w jakikolwiek sposób zauważył
jej obecność. To była taka forma kary. Powolna tortura. Uczeń zadręczał
się tym jaka będzie jego kara, zupełnie nieświadomy, iż ta już się
rozpoczęła i z każdą minutą będzie się stawać jeszcze okrutniejsza.
Wreszcie powoli poruszył się za biurkiem i spojrzał w jej kierunku.
- Panna Snowwood… Ma pani świadomość ile czasu się pani spóźniła?
- Tak panie profesorze…, ale jestem w stanie to wyjaśnić - dodała szybko.
- Nie interesują mnie twoje wyjaśnienia… Zostaniesz ukarana za to
przewinienie. Powiedzmy… tygodniowym szlabanem? Poczynając od jutra ma się
pani pojawiać w moim gabinecie o godzinie dziewiętnastej. Zrozumiała pani?
- Tak, profesorze.
- W takim razie proszę zająć swoje miejsce i zabrać się za przygotowywanie
eliksiru według przepisu, który dla pani przygotowałem. - powiedział
machając ręką w bliżej niezidentyfikowanym kierunku.
Agnes ruszyła niepewnym krokiem do stołu, na którym stał
kociołek, a także leżała księga eliksirów. Powoli stanęła za nim i
spojrzała na otwartą stronę. Zamurowało ją.  Eliksir na kaszel?
Naprawdę? Łatwiejszego się nie dało? Dziewczyna w zdumieniu spojrzała na
swojego mistrza eliksirów. Otwierała i zamykała usta nie będąc w stanie
wydusić z siebie pełnego zdania. Dlaczego?
- Panno Snowwood, Czy jest jakiś problem? Stoi pani w bezruchu i nie może
wyartykułować zadania. - powiedział wpatrując się w niż beznamiętnym
wzrokiem.
- Profesorze, czemu mam robić eliksir na kaszel? Przecież to miały być
zajęcia dla zaawansowanych. - W jej głosie było słychać nutkę urazy
- Musi pani zrobić ten eliksir, gdyż na jego podstawię ocenie pani
umiejętności. Im szybciej pani go zrobi, tym prędzej przejdziemy do trudniejszych eliksirów. Proszę zaczynać!
Agnes spuściła głowę i zaczęła przygotowywać eliksir. Gorliwie
siekała, kroiła i ucierała. Starała się to robić szybko, ale też
dokładnie. Chciała udowodnić, że jest świetna. Starała się jak mogła i
kiedy wreszcie przelała odrobinę płynu do fiolki i spojrzała na zegar
poczuła dumę. Statystyczny pierwszoroczniak robi ten wywar w godzinę. Agnes
skończyła po piętnastu minutach. Delikatnie podeszła do biurka wciąż
piszącego coś Snape’a i postawiła na nim fiolkę.  Mężczyzna
przeniósł wzrok na naczynie napełnione lśniącą, szarawą cieczą. Powoli
zamieszał zawartością i uniósł wzrok na zegarek.
- Dobrze zrobiony panno Snowwood, ale… zajęło to pani zbyt dużo czasu.
Spodziewałem się jakichś 10 minut.  W takim wypadku zrobimy coś innego,
niż planowałem. Proszę podejść po biblioteczki i wyciągnąć księgę
oprawioną w czarny safian. Stoi na piątej półce od dołu. Jest ósma
licząc do prawej strony.
Agnes podeszła i zabrała wskazaną pozycję. Przelotnie spojrzała na tytuł
i jedynym co zauważyła było to, że nie jest po angielsku. Położyła
książkę na biurku i spojrzała na mistrza eliksirów. Mężczyzna powoli i
leniwie wyciągnął rękę w stronę książki. Powoli ją otworzył i
spojrzał na spis treści. Szybko przerzucił kilka kartek i otworzył
książkę na pożądanej przez siebie stronie. Zdecydowanym gestem podał ją
Agnes. Dziewczyna pobieżnie zerknęła na stronę. Książka była po
łacinie, ale nigdy nie słyszała o eliksirze, który prawdopodobnie będzie
musiała uwarzyć.
- Jak podejrzewam zna pani łacinę, panno Snowwood?
- Tak, profesorze.
- Jednak nigdy nie słyszała pani o eliksirze, który będzie musiała warzyć?
- W rzeczy samej profesorze.
- Elixir mane tristitiarum to potężna mikstura, która ma na celu usidlić
wszystkie zmysły i sprawić, by nie działały prawidłowo. Dezorientuje on
przeciwnika osłabiając wszelkie bariery. Dzięki temu można podać mu
Veritaserum i jeżeli nie jest to umysł naprawdę dobrze strzeżony, eliksir
prawdy zadziała. Jest to jeden z eliksirów, który musi umieć sporządzić
prawdziwy mistrz. Proszę udać się do składziku i wybrać potrzebne
składniki.
Agnes bez słowa weszła do składziku i zaczęła rozglądać się po
półkach. Miała trudności w odnalezieniu składników, gdyż nie rozumiała na jakiej zasadzie były poustawiane. W końcu, gdy znalazła prawie wszystko i
odstawiła na stół przy którym pracowała, chcąc wrócić po skrzydełka
chochlików kornwalijskich potknęła się o stołek i nie chcąc upaść
złapała się jednej z półek, zrzucając małe czarne pudełeczko. Podczas
upadku przedmiot otworzył się, a jego zawartość wpadła pod regał.
Spanikowana Agnes delikatnie wyjrzała ze składziku, aby sprawdzić czy
delikatny brzdęk zwrócił uwagę mistrza.  Snape był jednak zbyt zajęty, by
zwrócić na to uwagę. Trochę spokojniejsza Agnes podniosła pudełko z
podłogi. Była to mała aksamitna szkatułka. Wyraźnie na biżuterię. Delikatnie odstawiła ją na stołek i schyliła się by wyciągnąć jej
zawartość spod regału. Ku swojemu zdumieniu wyciągnęła lekko
zaśniedziały, złoty grzebyk do włosów Ozdoba miała kształt owada. Jego
skrzydełka były wysadzane drobnymi zielonymi kamieniami. Odwłok stanowił
jeden duży szmaragd. Krótko mówiąc: kosztowna rzecz. Z tyłu odwłoku w
złocie były wygrawerowane dwie litery. Prawdopodobnie inicjały. Agnes sama
nie wiedziała co nią kieruje, ale wyciągnęła różdżkę z szaty i
szepnęła - Gemino!. Na jej ręce leżały teraz dwa identyczne grzebienie.
Dziewczyna szybko schowała duplikat do wewnętrznej kieszeni szaty, a
oryginał ostrożnie schowała do aksamitnego pudełeczka. Wszystko
odłożyła na miejsce i ruszyła ku drzwiom. Zamknęła je za sobą i
zajęła się przygotowaniem mikstury. Przepis był wyjątkowo skomplikowany,
a dodatkowo rozpraszał ją Snape, który co jakiś czas podchodził do stołu,
stawał za nią i zaglądał jej przez ramię do kociołka, a trzeba
przyznać, że zatrzymywał się naprawdę blisko. Agnes nie podejrzewała, by
to robił specjalnie, ale od czasu do czasu przeszywała ją myśl, że Snape
wie o grzebieniu. Po istnych czterech godzinach katorgi, eliksir był
skończony. Miał osobliwą barwę. Wyglądał jak woda, do której
wsypano delikatny, srebrny brokat. Blade drobinki krążyły w cieczy, jak
gdyby wykonywały swoisty taniec. Kiedy w końcu oderwała wzrok od substancji,
odsunęła się od kociołka i cichym głosem zawołała mistrza
eliksirów. Mężczyzna stanął koło Agnes i zamieszał energicznie wywar.
- Muszę panią pochwalić, panno Snowwood. Jest prawie idealny. Jedynym
mankamentem jest to, że drobinki powinny trochę szybciej krążyć, ale to
nic biorąc pod uwagę, że to dopiero pierwsza próba.  - Spojrzał na
zegarek - Jest już godzina dwunasta więc proszę udać się na lunch. Niech
się pani stawi w lochach z powrotem za dwie godziny.
Agnes szybko ruszyła ku drzwiom i żwawym krokiem ruszyła ku Wielkiej Sali.
Na miejscu zastała swoje przyjaciółki siedzące przy stole. W połowie
drogi do stołu ślizgonów podszedł do niej Draco.
- Agnes… ja wiem, że jesteś zajęta, ale czy moglibyśmy porozmawiać? Wezmę
trochę jedzenia z kuchni i spotkamy się na błoniach pod wierzbą
płaczącą, przy jeziorze? Powiedzmy… za dziesięć minut?
- Dobrze, ale za dwadzieścia. Muszę powiedzieć coś dziewczynom, a mam i
tak dwie godziny przerwy.
Draco szybko ucałował Agnes w policzek i ruszył w przeciwnym kierunku. Dziewczyna usiadła na ławie, na przeciw  koleżanek.
- Drogie panie! Spójrzcie, co znalazłam. - Agnes podała pod stołem grzebyk
Millicencie - Tam są inicjały. To chyba tej dziewczyny, w której był
kiedyś zakochany. Jak wam idą poszukiwania? Znalazłyście coś?
- Tak. Moja matka, gdy ją delikatnie podpytałam powiedziała, że często
rysował z maniakalnym uporem właśnie te inicjały, które są z tylu
grzebienia. - Powiedziała Ann. - Czyli można powiedzieć, że mamy pewność,
co do tych inicjałów.
- Idź do Draco, Agnes. My z Ann wykreślimy pozostałe osoby z listy i
przedyskutujemy to, jak wrócisz z zajęć. - Szepnęła Millie - Leć
Agnes! Nie każ mu czekać! On jest już wystarczająco przybity.
Agnes wyszła z sali i dość szybko dotarła na umówione miejsce. Draco już tam siedział i miał do zaoferowania naleśnik ze słodkim serkiem i konfiturą jeżynową. Usiadła obok niego i zajęli się konsumpcją w zupełnej ciszy. W pewnym momencie Draco chwycił Agnes za dłoń. Dziewczyna spojrzała na niego zdziwiona.
- Agnes, jesteśmy parą od dawna i muszę ci coś powiedzieć. Tylko Cię
proszę, Nie przerywaj się. Niedługo na jakiś czas zniknę z Hogwartu. Będę
wykonywać ważne zadanie i nie będziemy się mogli przez pewien czas
kontaktować. W żaden sposób…
- Draco… To nie możliwe! Będę się o ciebie martwić. Jesteś częścią mnie! Tak nie może być.
- Przewidziałem to. Mam coś dla ciebie. - Draco sięgnął do kieszeni szaty
i wyjął małe pudełeczko. - To pierścionek. Może niezbyt piękny, ale
stworzyłem go własnoręcznie i ma magiczne właściwości. Gdyby mi się
coś stało kamień poczernieje i zacznie Cię parzyć w dłoń. - Podał jej
pudełeczko, wstał i odszedł.
Agnes siedziała pod drzewem jak zaczarowana. W końcu, gdy otrząsnęła się
z szoku powoli uchyliła wieczko. Od razu pomyślała, że Draco mylił się mówiąc, że nie jest ładny. Dla Agnes był piękny i delikatny. Z pięknym kamieniem o głębokim, niebieskim kolorze. Ze wzruszeniem wsunęła go na
serdeczny palec i uświadomiła sobie, że mimo wszystko jej miłość do
Dracona jest głęboko zakorzeniona i wyjątkowo silna. Kochała ich obu.
Dracona i Severusa. Tylko w inny sposób. Draco to było coś silnego,
stałego. Był jej opoką, dawał jej moc by działać. Severusa pożądała w
sposób cielesny. To było namiętne i romantyczne, ale zupełnie nie
logiczne. Z westchnieniem wstała i ruszyła ku lochom powoli chowając
pudełko do kieszeni szaty. Wsunęła się do gabinetu mistrza eliksirów i
usiadła na blacie swojego stołu. Profesora jeszcze nie było, a ona nie
mogła przestać myśleć o Draconie. Ze stanu zadumy wyrwało ją
chrząknięcie. Przed nią stał mistrz eliksirów.
- Panno Snowwood. Czy możemy zaczynać? Teraz przejdziemy do części
teoretycznej. Sprawdzimy pani wiedzę. Proszę siąść na przeciw mojego
biurka.
Dziewczyna posłusznie usiadła i wbiła wzrok w swoje splecione na podołku
dłonie.
- Proszę zatem wymienić podstawowy składnik eliksiru Stokera.
- Czarnuszka goblinowata.
- A czym jest owa czarnuszka goblinowata?
-Jest to minerał. W naturze występuje w kolorze czarno - zielonym, jednak
da się zmieniać jego barwę przy pomocy silnych zaklęć kompresujących.
Zbiera się go tylko podczas nowiu, w Górach Sowich na terenie Polski.
Niezwykle ciężko go spotkać, gdyż występuje w pobliżu siedlisk wróżek
skalnych.
- Dlaczego używanie go jest tak niebezpieczne?
- Ponieważ może zdestabilizować wywar i doprowadzić do zmiany natury
eliksiru. Na przykład zamiast eliksiru leczniczego może wyjść silna
trucizna.
- Dobrze. Nowy? - spytał wskazując pierścionek na palcu Agnes.
- Słucham, profesorze?
- Czy to nowy pierścionek? Rano nie widziałem go u ciebie.
- Tak, jest nowy.
- Czyli pan Malfoy wreszcie zdecydował się wszystko powiedzieć? Długo
się zbierał. Jeżeli będzie się pani chciała z nim skontaktować to tylko
przeze mnie i będą mogły być to tylko krótkie, ustne informacje.
- Ta…tak, profesorze. - Powiedziała zaskoczona.
Ponownie przystąpili do odpytywania, a kiedy skończyli, Agnes była tak


wykończona, że ledwo co dotarła do pokoju wspólnego. Nie wiedziała jeszcze, że tam czekają na nią kolejne rewelacje.

Jestem zdania iż czytelnik powinien sam wyobrazić obie rzeczy opisywane przez autora, ale na wszelki wypadek podaję linki do biżuterii.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz