sobota, 1 sierpnia 2015

Rozdział VI



Kiedy nadeszła druga  sobota miesiąca, Agnes nie sądziła, że można się w aż takim stopniu nudzić. Prawie wszyscy uczniowie z jej roku byli na zajęciach dodatkowych. Wyjątkami była ona, Hermiona Granger i trójka uczniów z Ravenclawu. Cała piątka miała odbyć indywidualne zajęcia z zielarstwa. Dziewczyna po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Posprzątała bałagan na swoim łóżku, uprzątnęła kufer i odrobiła wszystkie prace domowe. Była pewna, że pozostało jej umierać z nudów do póki nie nastanie przerwa na lunch i będzie wreszcie mogła spotkać się ze swoimi znajomymi. Nagle, leżąc na łóżku, strąciła ręką książkę traktującą o rozpoznawaniu i unieszkodliwianiu wilkołaków. Spod książki wypadła jeszcze nie odrobiona praca domowa na Obronę przed Czarną Magią. Agnes przeszedł dreszcz. Jak to możliwe, że jeszcze tego nie odrobiła? Przecież to już na najbliższy poniedziałek! Szybko poderwała się z łóżka, złapała niedokończony esej, pióro i kałamarz. Wszystko wrzuciła do torby i szybkim krokiem ruszyła do biblioteki. Na miejscu zajęła swoje ulubione miejsce w fotelu, przy stoliku w głębi pomieszczenia, częściowo schowanym za regałami. Agnes pozostawiła swoje rzeczy na stoliku i zagłębiła się pomiędzy półki z książkami. Powoli weszła do działu ksiąg mówiących o zastosowaniu mrocznych zaklęć. Wybrała kilka książek, których tytuły wydawały się być obiecujące. Profesor Tossi zadał im esej na dwie rolki pergaminu, na temat użycia zaklęcia Cruentus Nitor. Było to wyjątkowo paskudne zaklęcie. Otworzyła pierwszą książkę i zagłębiła się w tekst.

Zaklęcie Cruentus Nitor powstało na początku piątego stulecia. Jego autorem był mag zwący się Veneficus i prawdopodobnie pochodzący z wizygockiego plemienia. Zaklęcie zostało wykorzystane na szerszą skalę podczas pierwszej wojny czarodziejsko - goblińskiej w 1548 na terenie Szkocji. Działanie zaklęcia jest stosunkowo nieskomplikowane. Kluczową sprawą jest sposób wypowiedzenia inkantacji. Każdy błąd może skutkować nieprzewidzianymi konsekwencjami dla rzucającego. Na przykład: w 1924 roku pewien czarownik wypowiadając źle inkantację został przemieniony w roślinę zwaną potocznie Lwim Krokiem. Nikt tak naprawdę nie wie, w jakich okolicznościach jego prawdziwa postać została przywrócona, jednak kolegium magiczne zgodnie twierdzi, że była to kwestia przypadku.

Agnes zagłębiała się w czytany tekst nic nie robiąc sobie z upływu czasu. Robiła skrzętne notatki, których objętość powoli się rozrastała. Nagle poczuła czyjś dotyk na ramieniu.
- Panno Snowwood! Czy pani wie, która jest godzina? - Powiedziała rozeźlona pani Pince - Jest godzina dwudziesta druga! Właśnie zaczęła się cisza nocna! Proszę wziąć swoje rzeczy i udać się do dormitorium.
Agnes szybko spakowała notatki i raźnym krokiem ruszyła ku lochom Slytherinu. Starała się iść cicho i ostrożnie nie robiąc hałasu. Droga minęła jej w miarę spokojnie, raz tylko przy wejściu do lochów natknęła się na prefektów. Byli to jednak uczniowie jej domu, więc obyło się bez odejmowania punktów, szlabanów i wzywania nauczycieli. Wreszcie dotarła pod ścianę w lochu skrywającą ich pokój wspólny. Szybko wypowiedziała hasło i weszła do środka. Jeszcze wielu uczniów siedziało przy fantazyjnie porozstawianych stolikach. Agnes ogarnęła wzrokiem pokój. Chciała zamienić z Draconem choć słówko, jednak nigdzie go nie było. Dostrzegła za to Zabiniego siedzącego na fotelu tuż przed kominkiem.  Powoli ruszyła ku niemu.
- Cześć Blaise, mogę?- powiedziała Agnes wskazując na fotel obok niego.
-O! Ness! Może powinienem się obrazić? Od początku roku nas ignorujecie.
- Kto was ignoruje?
- No wy! - Powiedział z szerokim uśmiechem - Jakie damskie sekrety przed nami ukrywacie, co?
- Oj, Blaise to nie żadne sekrety! Masz świadomość, że chodzimy z tobą i Draco  tylko na Zaklęcia i Transmutację? Widujemy się zresztą na kolacji, co wieczór. Prawda?
- Niby tak, ale nie siedzicie już z nami wieczorem przy kominku, jak dawniej. - Wyrzucił z siebie uderzając Agnes poduszką.
- Gdybyś zobaczył ilość naszej pracy domowej, to już byś biegł ją jak najszybciej odrobić, o mały włos nie zabijając się na schodach.- Powiedziała ze śmiechem i oparła się o odebraną poduszkę.
- No… jeżeli tak, to czujcie się usprawiedliwione. Zresztą jutro możemy spędzić razem cały dzień! Co ty na to żeby gdzieś się zaszyć i… może w coś pograć? Na przykład w eksplodującego durnia?
- No, w sumie możecie iść, bo to całkiem fajny pomysł, ale beze mnie…
- Co?! Jak to?! Dlaczego?
- Nie mówiłam Ci? Mam dodatkowe zajęcia ze Snape’m, ale indywidualnie, ponieważ podobno mam „zadatki na mistrzynię eliksirów” i “żal marnować” mój talent…
- Wow! Ness to super! Chociaż to w sumie nie wiem… Będziesz miała dla nas, swoich przyjaciół coraz mniej czasu…
- Blaise, bardzo mi przykro, ale wiesz.. To jest moja szansa.. Może jedyna…
- Wiem. Rozumiem. Nie będę miał o to pretensji…, a tak w sumie to chyba chciałaś się mnie spytać gdzie jest Draco, Co? Zgadłem? Mam zadatki na jasnowidza? - Powiedział robiąc minę uderzająco podobną do wyrazu twarzy profesor Trawelney.
- Tak. Zgadłeś! A może przewidziałeś? Masz ogromne zadatki, a tak na poważnie, gdzie jest Draco?
Zabini zamiast odpowiedzieć wstał i pociągnął Agnes za sobą. Wyszli z pokoju wspólnego i  wsunęli się do pierwszego wolnego pomieszczenia. Okazało się ono pustą i dawno nieużywaną klasą. Zabini rzucił na pomieszczenie zaklęcie wyciszające. Usiedli razem na ławkach i Blaise wreszcie się odezwał.
- Draco dostał wieczorem sowę od ojca. Miał stawić się na zebraniu Śmierciożerców około godziny dwudziestej pierwszej w Malfoy Manor, ale to nie wszystko w liście była też wiadomość do nas…
- Do nas? Czyli do kogo?
- No… mnie, ciebie, Milicenty i Ann.
- Co tam było napisane Blaise? Mam złe przeczucia…
- Zostaliśmy przyjęci do grona Śmierciożerców - nowicjuszy. Jeżeli będziemy się dobrze spisywać, w święta złożymy Wieczystą Przysięgę i wypalą nam mroczny znak. Zostaniemy pełnoprawnymi członkami, Agnes!
- Cieszysz się? - Zapytała Agnes drżącym szeptem.
- Chyba sobie kpisz. Jestem cholernie przestraszony. Ja… Ja tego nie chcę Agnes! Nie jestem taki jak moja matka! Nie mam ochoty posłać siedmiu bogatych żon do grobu jeszcze przed trzydziestką! A ty? Cieszysz się?
- Niespecjalnie… Też się … Mogę być podła dla gryfonów, czy puchonów, ale to tylko zabawa…  Może spojrzysz na mnie jak na wariatkę, ale ja nie mam nic przeciwko mugolom… Oni mi zupełnie nie przeszkadzają…
- Mam takie samo zdanie... Ja tego nie lubię, ale szczerze: Czy ktokolwiek z nas lubi? Draco ma depresję jak pomyśli, że musi tam iść! Ann dostaje szału na samą myśli, a Millie… Millie po prostu się nie nadaje i ma pełną tego świadomość!
- Wychodzi na to, że jesteśmy nieudanym dziećmi naszych rodziców…
- Na to wychodzi… -  Blaise zaczął chichotać.
- Co? O co chodzi, Blaise? Czemu się śmiejesz? - spytała z uśmiechem.
- Nieudane dzieci… - zdołał z siebie wydusić
- No, co w tym śmiesznego?
    - Dla naszych rodziców jesteśmy nieudani, bo nie mamy nic przeciwko szlamom i mugolakom. Dla  reszty szkoły jesteśmy nieudani, bo jesteśmy Ślizgonami. Dla Snape’ a jesteśmy nieudani, bo nie potrafimy pokonać Gryfonów w Pucharze Domów, ani w Quidittchu. Zawsze będziemy dla kogoś nieudanymi dziećmi…
- Masz rację…Może w ogólnie nie powinniśmy się starać zadowalać kogokolwiek poza samym sobą…
- Niby tak, ale dobrze wiesz, że to nie takie proste… Wyobrażasz sobie, jak mówimy swoim rodzicom, że nie chcemy być Śmierciożercami?
- Nie, ale to musiałoby być piękne! - Powiedziała z rozmarzonym uśmiechem.
- Dobra, Ness zwijajmy się. Jest prawie północ. Jeśli Snape nas przyłapie będą kłopoty stulecia.
- Dobrze. Idźmy.
Dwójka Ślizgonów wyszła z sali i powoli podkradła się do rogu korytarza. Nagle Zabini raptownie się zatrzymał. Obrócił się i nakazał Agnes ciszę. Powoli wycofali się do wnęki i stanęli w cieniu figury przedstawiającej walkę fauna z ogromnym, mitycznym wężem. Zza rogu korytarza dobiegły ich nieśpieszne kroki i głosy. Pierwszy z nich rozpoznali niewątpliwie jako głos opiekuna ich domu, Severusa Snape’a, ale drugi był zbyt cichy by można było go rozpoznać. Dopiero, kiedy obie osoby weszły w pole widzenia udało im się zorientować kim jest druga z nich. Była to Alice Stoker. Dwa lata temu ukończyła Hogwart i w ostatnie święta została zaprzysiężona. Dziewczyna zatrzymała się na korytarzu, prawie na przeciwko ich kryjówki.
- Severusie! Ja naprawdę nie rozumiem! Czy mógłbyś odpowiedzieć na moje pytanie? Dlaczego tak się zachowujesz?!
Agnes i Zabini spojrzeli na siebie ze zdziwieniem. Zastanawiali się o co może chodzić. Ta dziewczyna mówi do Snape’a na ty. Zresztą… co ona robi tu, w Hogwarcie? O tej porze? Jednak nie było im dane się tego dowiedzieć. Snape odwrócił się nagle i syknął.
- Czy można być jeszcze większą kretynką niż ty, Stoker? To nie jest miejsce na tego typu rozmowę! Ktoś może podsłuchiwać! Na przykład siedzieć ukryty za tą rzeźbą! - Niedbale machnął ręką w stronę ich kryjówki.
- Severusie! Masz paranoję! Tam nikogo nie ma, ale możemy sprawdzić jak chcesz.. - Powiedziała z kpiącym uśmiechem.
- To był taki przykład, głupia dziewczyno! - Warknął - Lepiej się rusz!
Po chwili zniknęli za rogiem korytarza. Agnes z Zabinim zaczekali jeszcze chwilę i ruszyli w przeciwnym kierunku. Kiedy dotarli do pokoju wspólnego, było zupełnie pusto. Nie było widać żadnej, żywej duszy. Powoli usiedli na fotelach, które zajmowali przed dwoma godzinami.
- Myślisz, że Snape nas widział? - Spytała drżącym głosem Agnes.
- Nie wiem, Ness…
- Mamy przechlapane, jeżeli nas widział.
- To prawda, ale nie to mnie nurtuje. Czemu tu była Alice? Czego chciała? I od kiedy jest ze Snapem na „ty”?!
- Cicho! Zamknij się! Nie tak głośno! Jest już późno Blaise, a my siedząc tu całą noc nic nie wskóramy! Zresztą mam jutro zajęcia z samego rana… Muszę iść Blaise.... Dobranoc! - Rzuciła to ostatnie będąc w połowie drogi do sypialni.

Agnes cichutko wsunęła się do dormitorium. Dziewczyny już spały. Zresztą nic dziwnego. Miały za sobą na pewno ciężki dzień. Millie cały dzień spędziła ucząc się Zielarstwa, Ann spędziła go w klasie zaklęć. Agnes delikatnie podniosła z łóżka swoją piżamę i ruszyła ku łazience. Uchyliła drzwi i bezszelestnie weszła. Usiadła na wannie. Ten dzień był dla niej ciężki… Tyle rewelacji na raz! Nie chciała się przyznać nawet przed samą sobą, że była okropnie zazdrosna o Snape’a i o to, co zobaczyła czając się z Blaisem za pomnikiem. Poczuła lekkie ukłucie. Niewątpliwie była zazdrosna. Głupio zazdrosna. Próbowała przekonać samą siebie, że to, co robi jest bardzo nierozsądne. Przecież, na Merlina, ma chłopaka! I to dobrego, który ją naprawdę kochał. Potrząsnęła głową z niezadowoleniem i rozpuściła włosy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz