Moi kochani teraz zaczną się smutno - angstowe rozdziały. Nie będzie wesoło. Kolejny rozdział to POV Snape'a i jest mocno dziwni. Ukaże się on w środę (26.08). Życzę miłego czytania!
Zmęczona ślizgonka wkroczyła do swojego dormitorium i padła na łóżko. Kiedy już
zaczynała przysypiać z letargu wyrwało ją uderzenie drzwi o futrynę. Do pokoju wpadły dwie
siódmoroczne ślizgonki. Jedna z nich z impetem usiadła na łóżku Agnes rozbudzając ja do
końca.
- Co się dzieje? spytała lekko zamroczona dziewczyna.
- Mamy dla ciebie świetną informację! W tamtym czasie w Hogwarcie uczyły się tylko
trzy osoby o tych inicjałach. Jedną możemy od razu odrzucić, bo rozpoczęła swoją
naukę wtedy gdy Snape był na siódmym roku. Więc pozostały nam tylko dwie. Jedna
była gryfonką, a druga krukonką. To wiele wyjaśnia nie sądzisz Agnes? To dlatego
nikt ze Slytherinu nie wiedział kim ona jest. Było im łatwo się ukrywać.
- To prawda. przyznała Agnes. A teraz chcę poznać ich nazwiska!
- Jedna z nich to Laverne Evertt, a druga Lily Evans.
- Evans? Chyba już gdzieś słyszałam o tej dziewczynie, ale to chyba bez większego
znaczenia. Z resztą mogę się mylić.
- Oj dziewczyny i co my teraz zrobimy? powiedziała Ann wyciągając się na łóżku.
- Którą mamy godzinę? z szatańskim uśmiechem spytała się Millie.
- Równo dwudziestą.
- Czyli mamy jeszcze dwie godziny. Ruszajmy do biblioteki.
- Po co? sapnęła z niezadowoleniem Ann.
- Przejrzymy ich rocznik, zobaczymy jak wyglądały i co możemy z tej książeczki o nich
wyciągnąć. Bez tego nie ruszymy. Nie będziemy wiedziały z kim rozmawiać i kogo
podpytać.
- Nie jeżeli ci się nie chce to zostań Ann. My z Millie pójdziemy. - powiedziała Agnes.
Dziewczyny żywo ruszyły ku bibliotece. Szybko tam dotarły i sprawnie wślizgnęły się między
półki z rocznikami. Nie bywałe, ale niektóre z nich sięgały założenia Hogwartu! Po dość
mozolnym i uporczywym szukaniu znalazły upragniony rocznik. Wyjęły go z półki i zabrały
do jednego ze stolików między regałami. Usadowiły się na fotelach i zaczęły przeglądać.
Szybko znalazły pierwszą z nich Laverne. Wybitna uczennica, która zdobyła same W na
SUMach i kilka P i W na OWUTEM ach. Dodatkowo grała na pozycji szukającego w
Ravenlawie. Agnes powątpiewała by chodziło o nią. Więc to musiała być to ta druga
dziewczyna. Lily Evans. Prymuska i prefekt naczelna. Gdyby dziewczyna mogła wybierać
kim jest LE preferowałaby Laverne. Niską, pulchną i piegowatą okularnicę, o brzydkich
mysich włosach i nijakich oczach. Podejrzewała jednak, że przyszło jej rywalizować z piękną
gryfonką. Dziewczyna ze zdjęcia miała piękne, długie kasztanowe włosy, idealnie bladą cerę
i ogromne, zielone oczy. Była ręcz zatrważająco piękna. Agnes czuła, że w otwartej
rywalizacji nie miały by szans, ale jednak przyjdzie jej mierzyć się tylko ze wspomnieniem,
echem dawnej osoby.
- Millie, czy nie masz wrażenia, że skądś znasz tą Lily?
- Tak mam takie wrażenie, ale nie mam bladego pojęcia, kim ta kobieta jest.
- Wiesz czuję, że ja to wiem, ale to jest jakby na obrzeżach umysłu. Ciężko to
dosięgnąć. Będzie mnie to męczyło długi czas.
- Czyli też tak jak ja na pierwszy rzut oka wyeliminowałaś Laverne? szepnęła Millie.
- Tak. to musi być... Agnes nagle umilkła patrząc się dokładnie na jakiś punkt tuż nad
ramieniem Millie.
Dziewczyna powoli się odwróciła i zrozumiała co ją tak sparaliżowało, a raczej wypadałoby
powiedzieć kto. Plecami do nich przy jednym z regałów stał Snape. Millie szybko porwała
rocznik i uciekła między regały. Chwilę później Snape odwrócił się w się w stronę Agnes i
powoli podszedł do jej stolika.
- Witam panno Snowwood. Czy wie pani, którą mamy godzinę? Cisza nocna
rozpocznie się za dziesięć minut i wypadałoby, gdyby się pani udała do pokoju
wspólnego Slytherinu.
- Oczywiście profesorze. Już idę tylko muszę chwilę zaczekać na Millicentę.
- Jestem pewien, że panna Blustrode poradzi sobie sama w powrocie do dormitorium.
Ten moment wybrała właśnie Millie by wyjść zza regału.
- Dobry wieczór profesorze. Idziemy Agnes?
- Tak idźmy Millie. Dobranoc panie profesorze.
- Dobranoc panie profesorze.
- Dobranoc - powiedział Snape lekko unosząc lewą brew.
Dziewczyny szybko pobiegły do dormitorium. Dobudzenie Ann zajęło im jakiś czas, ale
dziewczynie przeszło zmęczenie, gdy się dowiedziała, że są prawie pewne kim jest LE.
Zgodziła się z nimi, że skądś kojarzy to nazwisko, ale nie jest w stanie powiedzieć kim jest
owa dziewczyna.
-Słuchajcie! Wpadłam na genialny pomysł kiedy was nie było. Jutro są eliksiry
prawda?
-No tak Ann są, ale co z tego?
- No więc mam genialny pomysł. Założysz jutro ten grzebień na eliksiry. Dowiemy się
jak zareaguje na jego widok!
- No nie wiem czy to jest dobry pomysł. Może się zezłościć.
- Ale w sumie za co Agnes? powiedziała Millie Nic przecież nie zrobiłaś. Z resztą z
tyłu jest wytłoczona nazwa jubilera. Mugolskiego jubilera. Nawet ja znam jego nazwę.
Oni nie robią biżuterii na zamówienie. Więc takich grzebieni jest na świecie wiele.
- No dobrze zrobię to, ale na waszą odpowiedzialność.
Agnes stoi na środku pustego, zamglonego pola. Nie wiele widzi i prawie nic nie słyszy.
Czuła cienie na krańcach swojego pola widzenia, ale nie mogła się w żaden sposób
poruszyć. Czuła, że jest przytwierdzona do ziemi. Nagle usłyszała za sobą przeciągły krzyk i
ku swojemu przerażeni zorientowała się kto krzyczy. Znała ten głos bardzo dobrze. To był
Draco i było słychać, że zwija się w konwulsjach. Obudziła się nagle zlana zminym potem.
Nad nią stała Millie, która pomogła jej się przygotować. Ślizgonka idąc na śniadanie trzęsła
się jak osika. Nie mogła skupić się na jedzeniu. Miała wrażenie, że robi coś złego, a jedzenie
szło jej wyjątkowo topornie. Mdliło ją i czuła zawroty głowy. Z każdą minutą czuła się coraz
gorzej. Kiedy Millie wpięła grzebień w pięknego koka Agnes dziewczyna poczuła, że nogi
uginają się pod nią.
- Millie? Może to nie jest dobry pomysł? Co?
- Nie wiem czy jest dobry, ale teraz jest stanowczo zbyt późno by nad tym rozmyślać.
Musimy wejść do sali.
Dwie ślizgonki usadowiły się w trzeciej ławce od końca. Millie wręcz siłą zmusiła Agnes by ta
usiadła od strony przejścia. W ten sposób mistrz eliksirów już od progu powinien zauważyć
eteryczna ozdobę we włosach Agnes. Nagle drzwi otworzyły się z trzaskiem i Severus
Snape szybko przeszedł przez salę. Stanął jak zwykle za biurkiem efektownie zamiatając
szatami. Ze złością kazał im przygotować jakiś eliksir, a sam zajął się jakimiś pracami
leżącymi na jego biurku. Dziewczyna czuła się dość spokojnie dopóki mistrz eliksirów nie
zaczął chodzić po sali. Z drżeniem przyjmowała każdy jego krok. Już miał do niej podejść
kiedy zatrzymał się w pół kroku. Czuła jego palące spojrzenie wbite w tył jej głowy, w której
aktualnie trwała gonitwa myśli. Ogarniała ją silna panika. Mistrz eliksirów powoli się do niej
zbliżył. Stanął bardzo blisko. Czuła ciepło bijące od jego ciała i oddech lekko muskający jej
szyję. Była pewna, że zagląda przez jej ramię do kociołka. Nagle jednak poczuła lekki dotyk
na spince w swoich włosach. Czuła jej lekkie poruszenie. Dłoń ześlizgnęła się na jej upięte
w kok włosy. Mistrz eliksirów odsunął się od niej i przeszedł do stanowiska Millie. Czuła
lekkie drżenie w koniuszkach palców. Miała przyśpieszony oddech. Nagle targnęły nią silne
mdłości i wszystko stało się czarne.
Pod plecami czuła chłód kamiennej podłogi. Coś twardego wbijało się jej w tył głowy. Powoli
otworzyła oczy, ale światło ją oślepiło i zmusiło do ponownego ich zamknięcia. Poczuła
zimny dotyk na nadgarstku i zmusiła się do otworzenia oczu. Koło niej klęczał mistrz
eliksirów i sprawdzał jej puls. Klasa była pusta, tylko kolo jej stolika stała lekko przerażona
Millie.
- Zemdlała pani panno Snowwood. Jak się pani teraz czuje?
- Nie najlepiej profesorze.
- W takim razie będzie trzeba panią przenieść do skrzydła szpitalnego. Panno
Bulstrode! Proszę iść po panią Pomfrey! Byle szybko!
- Panno Sn... - reszta zadania utonęła w ciemnej mgle.
Kiedy Agnes ocknęła się po raz kolejny była już w skrzydle szpitalnym. Wokoło panowała
ciemność i tylko w biurze magomedyczki paliła się jedna, samotna lampka. Zorientowała
się, że jest na sali sama. Ta świadomość spowodowała, że czerń zaczęła na nią napierać.
Czuła ucisk w klatce piersiowej i ciężar, jakby ktoś na niej siadł. Nie mogła złapać oddechu i
czuła powracające mdłości. Nie mogła wydać z siebie głosu, z jej ust wychodziły tylko
niejasne głoski. Poczuła, że coś uwiera ją w tył głowy. Ten grzebyk nadal tam jest! Nagle
drzwi od skrzydła szpitalnego otworzyły się wydając okropne skrzypienie rozrywające ciszę
na kawałki. To był Snape szedł w jej kierunku, a jego oczy zlewały się z ciemnością nocy.
Coś mówił, ale Agnes widziała tylko oczy. Z ich pustki zaczęła wyzierać nienawiść. On chciał
wyrządzić jej krzywdę! Zaczęła miotać się po łóżku, ale nie mogła wstać. Czuła jego ręce
zaciskające się wokół jej ramion jak imadła. Coś krzyczał,a Agnes nie chciała wiedzieć co.
Sekundy stawały się minutami, minuty latami, a on nadal stał nad nią. W jej głowie trwałą
chaotyczna gonitwa i nagle coś przebiło się przez strumień pierwotnego lęku.
- PANNO SNOWWOOD! PROSZĘ SIĘ OPANOWAĆ!
Agnes spojrzała na niego oczami pełnym zwierzęcego strachu, cała się trzęsąc. Czuła, że
leży w jego uścisku. Teraz jego oczy nie wyrażały już chęci mordu, ale coś czego nie umiała
zidentyfikować.
- Panno Snowwood? Co się dzieje? Wezwała mnie madame Pomfrey. Mówiła, że
masz jakiś napad, że nie wie co się z tobą dzieje. Co cię tak przestraszyło? Co
spowodowało atak?
- Grzebień...
- Słucham?
- Grzebień! Niech pan go wyjmie z moich włosów! BŁAGAM!
- Panno Snowwood, pani ma rozpuszczone włosy. Ten zielony grzebień zabrała
panna Bulstrode... Proszę się uspokoić. Pamięta pani co ją tak zdenerwowało?
- N-nie - powiedziała przez ściśnięte gardło, czuła, że znów słabnie i osuwa się w ciemność.
Uwielbiam jak piszesz. Dopiero dziś znalazłam twoje opowiadanie i jestem zachwycona. Piękne. Kocham twojego Snape'a i nie mogę doczekać się jego POVA
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo. Według mojej ekipy rozdział ze Sevem jest najlepszym rozdziałem w mojej literackiej karierze więc jest na co czekać...
UsuńOk komentarz jest pod Zaprzyjaznieni śmierciożercy, bo jakos tak mi sie dodał:)
OdpowiedzUsuńZdarz się ;)
Usuń